niedziela, 1 kwietnia 2012

5

buty na obcasach to przekleństwo. nie wiem jak my, kobiety, możemy to sobie robić. oczywiście fajnie wyglądają, nie przeczę, ale spróbuj człowieku pochodzić w tym parę godzin! zawsze się dziwiłam pannom, które wszędzie są odwożone i przywożone - przez ojca, brata, faceta, męża. nie jeżdżą komunikacją miejską i nie wystają zziębnięte na przystankach obwieszone siatami z zakupami - one zawsze mają kogoś, kto robi to za nie.

to jest kwestia priorytetów. szyk, płaszczyk, torebeczka, buciki na obcasie. i się lansujemy koleżanko.

a takie jak ja, praktyczne, samodzielne do bólu, zosie samosie cholerne, z rozczochranym i rozwianym włosem, z umiłowaniem do chodzenia wszędzie pieszo. moje maksimum szyku się kończy jak muszę rozwinąć ekologiczną torbę na zakupy - spełniam się kolekcjonując je więc mają chociaż fajne wesołe nadruki. wielkie wow!

dość powiedziałam, dość. wróciłam dziś z nogami obolałymi od chodzenia (a przecież naprawdę nie chodziłam dużo, tyle że w butach na niewielkim koturnie). z rękami wyciągniętymi od zakupów. przechadzanie się w takim stanie pomiędzy ofiarami niedzielnego lansu naprawdę nie wyszło mi na dobre.

ruszyłam do szaf, do porządków w domu, wywaliłam co niepotrzebne. będzie ciąg dalszy, jestem agresywnie i maniakalnie nastawiona na Oczyszczanie Wszystkiego. włącznie z błędnym myśleniem, z błędnym podejściem do życia, do świata, do własnego wyglądu.

najbardziej to mnie w ogóle wkurza, że tak się strasznie skupiam na sobie. tylko ja i ja, o matko, co za nuda!

ogarnęłam chatę part I, a potem poryczałam przy "Pod słońcem Toskanii", zupełnie bez sensu. ale dało mi to do myślenia.

będzie czyszczenie, oj będzie. nawet internetowi się oberwie, a szczególnie liście kontaktów na fejsie.
bla, bla, bla.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz