piątek, 12 października 2012

A wtem!

Za chwilę koniec sezonu. Aż się wierzyć nie chce. Jak to mówią, nareszcie wolna. Minęło, skończyło się. Pora na odpoczynek, na dochodzenie do siebie, na nowe wnioski, plany, postanowienia. Zmiany, zmiany, zmiany!

Już mi się wakacje śnią, normalnie mam je przed oczami. Wyjazd dopiero za ponad 2 tygodnie, ledwo wczoraj kupiłam bilety, a wcześniej jeszcze tydzień pracy, powrót do Polski, targi, rodzinne spotkania, przepakowanie się, i wyjazd SAMOTNY na 2 tygodnie do Hiszpanii i Portugalii. Pierwszy raz w życiu jadę gdzieś sama na tak długo, ale cholernie mi tego potrzeba. Chciałabym móc zresetować swój mózg. Nic nie robić. Po prostu wyspać się, uporządkować myśli, odpocząć od ciągłego "muszę, muszę". Robić to co mam ochotę, albo po prostu, nie robić nic.

W tym świetle absurdalne wydało się, że kiedy już zdecydowałam że jadę - decyzja też nie była prosta, musiałam sama siebie przekonać że wakacje są mi potrzebne - usiadłam nad internetem i zaczęłam obmyślać plan wyprawy. Obmyślałam go na tyle pracowicie, że kompletnie umknęło mi, że miałam właśnie tego nie robić! Wyszykowałam trasę, zaczęłam się dowiadywać o zabytkach, opcjach, połączeniach, hotelach. Włożyłam w to całą swoją ambicję i profesjonalizm - w końcu pracuję w branży turystycznej!!!
A potem była środa - mój dzień wolny. Padało, grzmiało, więc przesiedziałam od rana do 18.00 w domu (potem już nie wytrzymałam i pobiegłam do pracy) - pozmywałam, poprałam, wysprzątałam, poukładałam ubrania letnie i zimowe, zastanawiając się co zabrać. A na koniec rozłożyłam się na kanapie i zaczęłam mimowolnie myśleć.

I okazało się, że ja potrzebuję właśnie tego. Spędzenia czasu sama ze sobą. Chodzenia bez pośpiechu tu i tam, bez żadnego planu, bez mapy. No tyle jedynie, co by nigdzie w akcji nie zaginąć :) Leżąc na kanapie zrozumiałam, że wszystko zrobiłam na opak.

Wróciłam więc do biura i wywaliłam połowę punktów z mojej mapy do zwiedzania. Kupiłam tylko bilet z Polski do Hiszpanii, zarezerwuję tylko pierwszy hotel w Barcelonie, resztą postanowiłam sobie nie zawracać głowy. Posiedzę i zobaczę, co przyniesie życie - tak, po prostu.

Nie chcę nawiązywać znajomości. Jestem zmęczona ludźmi - gadanie z nimi to moja praca. Chcę się wyciszyć. Nikt nie powinien mi przeszkadzać. Wobec tego zaczynam zastanawiać się czy nie przypadkiem warto zabrać laptopa - może wpadnie mi do głowy, aby coś popisać? Zamiast udawać wielką podróżniczkę z plecakiem, którą nigdy nie byłam, może powinnam zabrać moją walizkę na kółkach, ulubione miejskie ubrania, laptopa, i nie odgrywać żadnych ról? Nie wstydzić się, że będę miała bagaż główny? Nie potrafiłabym podróżować z jedną koszulką i bez ulubionych kosmetyków, tylko z bagażem podręcznym - na dwa tygodnie? - to nie w moim stylu. I już.

To jest chyba właśnie to, ta przewaga wieku. Powoli, powoli, zaczyna mi wszystko być obojętne - to co inni myślą, to, co inni powiedzą czy napiszą na mój temat. Chrzanię to - powinnam się zająć wreszcie sobą. Wciąż oczywiście wydaje mi się, że tak jest - ale to tylko pozory. Gdzieś tam w środku zawsze strasznie się przejmowałam opiniami innych na mój temat. Teraz widzę, że robi mi się to obojętne.

Najważniejsze teraz jest, żebym odpoczęła. Została sam na sam ze swoimi myślami. W krajach, których języków nie rozumiem, których kodów kulturowych nie znam (poza sjestą i flamenco; albo fado i porto). Nie będę się odpytywać z wiedzy o nich, powstrzymam się z odruchowego "pilockiego" doczytywania i dowiadywania. Będę się wciąż sztorcować, że naprawdę NIE MUSZĘ nic.

Potem wrócę do Polski, do rodziny i do jesieni. A potem do T. i do mojego B. Usiądziemy i wspólnie pomyślimy - co dalej? Może wtedy będę już wiedziała.

A może nie.