wtorek, 19 lutego 2013

Jako że

od dobrych paru tygodni nosiłam się z myślą powrotu na bloga. przypiliła mnie fizyczna niemal potrzeba pisania. na tym blogu właśnie. ale to tu, to tam, no i się zapomniało. i wczoraj nagle, jak grom z jasnego nieba, komentarz. żywy, prawdziwy komentarz, nie spam "hi, this blog is awesome" tylko żywy człowiek z komentarzem. takiej sytuacji nie można było zignorować, bo oznacza to, że na tym blogu są OZNAKI ŻYCIA.
a więc do boju. dzisiaj pewnie nie nadrobię, ale choćby po kawałku.

B. przyjechał na święta i sylwestra a został do początku lutego. nie ma to jak południowa elastyczność czasowa. czy mu się podobało? jak cholera, dlatego został. fakt, że mieliśmy szczęście: było gdzie mieszkać (nie u kogoś na gościach, czego długo byśmy nie wytrzymali, tylko sami ze sobą). było co robić (dużo pracy, spotkań, rzeczy do obgadania). jak się okazuje było i co jeść i pić (niebywałe! oboje się nie spodziewaliśmy, że przytyje zamiast schudnąć). nawet kontakty z rodziną i znajomymi były pozytywne. mówiąc krótko ideał, co podsumowuje fakt, że B. postanowił wracać do Polski częściej i nawet zacząć uczyć się polskiego. dobre sobie.
jeśli to był test, to zdał go celująco (pomijam drobne wypadki przy pracy, które w prawdziwym życiu być muszą jednak).

jest druga połowa lutego a ja nadal jestem TU, podczas gdy on przeniósł się już TAM. cóż, u niego w końcu zadziałała tęsknota, czemu się nie dziwię zupełnie. za to u mnie tęsknota też działa ale odwrotnie; mianowicie wcale nie tęsknię za moim Krajem Uchodźctwa. dobrze mi w moich polskich czterech kątach, mimo że nieidealnie. wyjeżdżam z powrotem do T. w następny wtorek, miną trzy tygodnie od wyjazdu B. i teraz przyznaje, że zaczynam chcieć jechać (głownie do niego właśnie).

przez ten cały czas, poza świętami, imprezami, targami, pracowaniem i ogólnym bujaniem się z B. udało mi się zrobić parę pożytecznych rzeczy, które muszę niniejszym wypunktować, żeby poczuć się dobrze:
- pochodziłam trochę na jogę, nawet co nieco we łbie mi zostało i zauważyłam wyraźny jej wpływ na kondycję moich pleców i głowy a więc c.d.n.
- zapisałam się na kurs grafiki komputerowej i właściwie przez to zostałam dłużej. w skrócie to realizuję marzenie które miałam w sobie od dawna. projektowanie graficzne, głównie reklamowe zawsze mnie interesowało a co więcej nie mam nic przeciwko temu dodatkowi "reklamowe" i podoba mi się ten praktyczny (niektórzy powiedzieliby: służalczy) charakter tej dziedziny projektowania. chcę więcej niniejszym.
- porobiłam różne życiowe porządki, powywalałam niektóre śmieci, uporządkowałam pewne sprawy, nawet dałam sobie wyciąć pewne ała ze skóry głowy, mówiąc krótko realizuję postanowienia noworoczne jak nigdy
- ale najważniejsze, to wróciłam na terapię do D. D. przewija się w moim blogu starym (make-up, potem podepnę linki bo chcę mieć wszystko razem), jako moja specjalistka od psyche. ona pomogła mi wylizać się z depresji i zaburzeń odżywiania. potem było dobrych 8-9 lat przerwy na moje podbijanie Dalekiego Świata i nagle - tadam - wielki comeback. chodzę do niej od początku roku czyli stuknęły już 2 miesiące. najgorsze że wciąż jej potrzebuję, bardzo wyraźnie, no ale pora już wracać. z drugiej strony: sporo udało się dokonać. wiele nadal się dokonuje. ale o tym pewnie wkrótce cdn.

tyle rzeczy ostatnimi dniami chciałam tu napisać i zawsze "ta chwila" uciekała. ale myślę, że będę tu od teraz częstszym gościem. w sensie, że aż 2 miesiące to na pewno już nie.