wtorek, 11 września 2012

HIGIENA

Siedzę sobie dzisiaj sama w pracy, bo zarowno B jak i H mają dzień wolny. Wreszcie, po wielu trudach i wojnach, przekonałam ich do idei dnia wolnego. Takiego, ktory następuje powtarzalnie, w regularnych cyklach, w ten sam dzień tygodnia.
W mojej branży i tym mieście łatwo zostać pracoholikiem. Szczególnie, kiedy pracuje się na swoim. Poza pracą nie robi się nic, to znaczy prawie całą dobę zajmuje albo praca, albo sen. A potem człowiek zmęczony, sfrustrowany, nabuzowany energią, szczególnie jak sezon nie idzie tak, jak miał iść. Stresy, problemy - i praca, praca, praca.
W końcu powiedziałam im, że mają brać wolne, bo wszyscy się tu pozabijamy. I taka jest prawda. Wyżywaliśmy się na sobie, zamiast wyżyć się na plaży, w morzu, wyszaleć, zobaczyć cos innego niż biuro i komputer.

Ja od początku sezonu brałam wolne, choćby sie waliło i paliło, i wszystkich nauczyłam, że w środy do 18.00 mnie nie ma (bo to taki dzień wolny, ale wieczorem i tak do pracy trzeba). Po epizodach niebezpieczno pracoholicznych w swoim życiu, kiedy lądowałam w szpitalu z odwodnienia i niejedzenia, oraz koszmarnymi migrenami nauczyłam się, że nalezy przestrzegać cholernej higieny pracy, bo inaczej koniec jest bliski.
Od zeszłego tygodnia wolne bierze też H., i widzę jaką mu to sprawia frajdę. Niby nie okazuje, ale się chłopak cieszy jak dziecko. A od dziś do wesołej ekipy dołączył także B., i właśnie pływa gdzieś na rejsie statkiem.
Jutro pora na mnie. W zeszłym tygodniu załatwiałam milion spraw, i w ogóle nie odpoczęłam. Dwa tygodnie temu byłam chora i wylądowałam w szpitalu. W tym tygodniu pora na NIE ROBIENIE NIC. Oj mój Boże, nie mogę się doczekać. Wstanę po 10, zjem sobie lekkie śniadanie, pojadę rowerem do sklepu po zakupy, wysprzątam chatę. I pewnie będzie dopiero 13.00 A potem położę się nad basenem z książką i czymś dobrym do picia, i będę tylko czytać, wchodzić do wody, i wychodzić z wody - na zmianę.
I tak w kółko, aż do 17.00, dopóki mózg mi się całkowicie nie zrestartuje. A potem włosy, makijaż, prasowanie ubrań - i do pracy.
I wreszcie zachce się żyć.