czwartek, 29 marca 2012

3

Nie wiem czy wy też macie takie wrażenie, ale mnie ono nie opuszcza. Kiedy tylko robię coś, nazwijmy to, dorosłego, przychodzi taka myśl, że to tylko "na niby". Że bawię się w dojrzałe, odpowiedzialne życie, że to się nie dzieje naprawdę. Hę, może to jakieś zaburzenie psychologiczne (całkiem możliwe przy moich odchyłach)? Wstyd się do tego przyznawać gdzieś-komuś, bo raczej wystawiałabym samej sobie średnią laurkę. Mówiąc wprost nie wyglądałabym na kogoś godnego zaufania.

Ostatnio to wrażenie powróciło, kiedy zatrudniałam dwie osoby do pracy. Rozumiecie, do pracy. Tak serio-serio. Los tych osób przez kilka miesięcy będzie w moich rękach. Z racji, że już kiedyś bawiłam się w szefowanie (będąc mimo wszystko podległą innym szefom), sam fakt bycia tzw. mentorem i przełożonym nie jest mi obcy. Ale teraz... to coś innego, bo ja (personalnie - ja) będę im płaciła pensję. Będę ich karmić, dam im dach nad głową i zajęcie.
I znów to dziwne wrażenie pojawiło się z zaskoczenia (bo już o tym zupełnie zapomniałam) - dzyń dzyń! - ale o co w ogóle chodzi?!  Czy to nie jakiś dowcip? Czy to wszystko nie dzieje się za szybko?
Z jednej strony czuję się już za "stara" i za "niezależna" na to, aby pracować dla kogoś. Kompletnie się nie nadaję do tego, aby ktoś był moim szefem, tym bardziej że pracuję w obszarze, na którym się po prostu znam. Z drugiej strony... czuję się za młoda i "niedojrzała" na bycie czyimś szefem.
Mamy więc tutaj, proszę Państwa, to samo rozdwojenie, które zawiera się w tytule bloga i milionie innych aspektów życia Autorki. Ciąg dalszy wobec tego NA PEWNO nastąpi.

Tymczasem znikam, bo przyszła do mnie magiczna przesyłka. Okulary ajurwedyjskie. Założyłam je na nos (po zdjęciu korekcyjnych) i - naprawdę - jestem w stanie widzieć i pisać, choć czuję się trochę jak mucha. Ale widzę!
To dobry znak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz