niedziela, 4 listopada 2012

SZCZĘŚCIE TO STAN UMYSŁU

Gdzieś w Barcelonie zdaje się natknęłam się na napis w sklepie, na wystawie, pomiędzy ciuchami (co samo w sobie było bezsensowne, no ale) "Happines is not a destination, it the way of life". Tak mnie to uderzyło, że aż zrobiłam zdjęcie. Jest to coś, co czego dążę, i czego nie mogę osiągnąć.

NIE JESTEM SZCZĘŚLIWA.

Z zewnątrz patrząc wszystko jest super, i to mnie dodatkowo dobija. Że zachowuję się jak tzw. niewdzięcznica, bo mam świetnego faceta, kochaną rodzinę, paru dobrych przyjaciół, ba, mam własny biznes, spełniam się zawodowo i żeby nie było - wydałam książkę!!! A do tego wszystkiego nie należę do brzydul, niczego mi nie brakuje (no może poza dobrym wzrokiem, ale niech będzie), i jestem teraz w podróży po Europie.

Tak naprawdę nic z tego co powyżej napisałam mnie nie cieszy. Wciąż znajduję jakiś problem. W facecie szukam niedoskonałości, przyjaciele to nie tak, bo przecież przez większość roku mam ich daleko. Książka fajnie, ale nie jestem z niej zadowolona. Podróż super, ale nie jest tak jak miało być (jakkolwiek miało być). I tak dalej. We wszystkim jest jakiś minus który psuje mi całą radochę.

Nie wiem, wcześniej tak nie miałam, albo nie AŻ TAK.

Jestem na tym wyjeździe właśnie po to, żeby się postarać ogarnąć ze sobą, bo inaczej wszystko (naprawdę wszystko) jestem gotowa zniszczyć. A nie chcę tego.

Co więcej wydaje mi się że to nie jest coś, co nadaje się do psychologa albo farmakologicznego leczenia. Mam wrażenie, że muszę uporać się z tym sama.

Gdziekolwiek bym nie pojechała, cokolwiek bym nie robiła - nic nie rozwiązuje sprawy, nic nie pomaga. Najwyraźniej zarówno rozwiązanie jak i jego brak są we mnie. Wciąż obiecuję sobie: niech no skończy się sezon, zacznę żyć. Skończył się sezon, więc było: niech no pojadę na urlop. Pojechałam - i nadal nic. Teraz znów mówię sobie momentami: Niech no ten cholerny urlop się skończy - wreszcie się ogarnę.
I tak to sobie upływa.

Dlaczego tak jest?!

Kiedy to zrozumiem, będzie dobrze. Na razie wiem tylko że coś się dzieje, i nie wiem DLACZEGO.


PS. Ale za to poranna ulewa się skończyła, idę na spacer na klify, jak tylko wysuszę włosy ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz