środa, 16 maja 2012

13

Krótkie włosy mam teraz. W zeszłym tygodniu dałam się ostrzyc mojemu fryzjerowi, spontanicznie, chcąc latem nie mieć problemu z lepiącymi się do szyi włosami. Zaufałam mu, i dobrze. Teraz co prawda walczę po każdym myciu z układaniem, mam włosy gęste, grube, falowane, więc trzeba je nieco utemperować, żebym nie wyglądała jak kujonka albo zwariowana pisarka (kiedy mam okulary) - zamiast twarda i groźna pani biznesłuman. Dzisiaj właśnie w celu utemperowania (poza tym wkurzyłam się na jednych klientów rano), po wizycie u dentysty i kosmetyczki poszłam sobie po nowoczesną suszarkę i wosk do włosów. Świat się kończy w takim razie. Nigdy nie przykładałam do takich rzeczy wagi. I pewnie dlatego całe życie walczę z rozczochraniem. Zobaczymy jak będzie teraz, powiedziała śmiejąc się gorzko.

Ogólnie ostatnie dni to wciąż walka o to, żeby być twardsza, bardziej groźna, mniej ugodowa, mniej naiwna, mniej dająca się wykorzystywać. Walka, z której nic nie wychodzi. Gadam, planuję, postanawiam, że już taka nie będę. A kończy się jak zwykle.

Może jak sobie ułożę włosy? Włosy dodają pewności albo ją odbierają. Czasem mam na sobie ulubione ciuchy, dobry makijaż, fajną torebkę, dobry nastrój, ale nie potrafię zaskoczyć, czuć się w swojej skórze tak idealnie. Bo łeb mam jak miotła.

No nic, zobaczymy.
Nie potrafię nic napisać. Moje wyjałowienie jeszcze się nie wyczerpało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz